Dlaczego leżał właśnie tam i czekał żebym go podniosła ?
Pewnego dżdżystego sobotniego poranka wracałam z Mruczką i Mruczozaurem z zakupów na bazarku ciągnąc wózek wypchany warzywnymi wiktuałami. Siatka ostryg zwisła mi na palcach lewej ręki, którą to (ręką) probowałam jednocześnie obronić się przed ( uporczywie) ograniczającymi widoczność kroplami słoty.
Myślałam tylko o jednym: dotrzec do domu.
Los jednak chciał by wzrok mój padł na sporej wielkości czarny guzik nieszczęśliwie spoczywajacy na mokrej i nadgryzionej zębem czasu nawieszchni chodnika ( kwestia chodników nie wydaje sie być priorytetem władz miasta Angers). Matczyny instynkt kazał mi go natychmiast zaadoptować.
W domu po włożeniu ostryg do lodówki, a nakarmionego Mruczusia do łóżka na sjestę, sięgnęłam po poprute lniane spodnie Mruczozaura i jego niespieralnie poplamioną bluzkę. Ze zdeterminowaniem, ale jednak pewna nieśmiałością wyciągnęłam z szafy wnękowej ( niech Bóg ma w opiece Angers Loire Habitat za te szafy wnękowe) maszynę do szycia ( prezent od rodziców Kociego Taty).
Stworzenie kopertowej saszetki, która to nadała sens istnienia bezdomnemu guzikowi nie trwało więcej niż instalacja modemu internetowego ( specjalista od instalacji przyszedł gdy sięgałam po surowce).
Mruczka natchniona nie rozstała się z igłą i nitką przez cały dzień tworząc garderobę dla swojej maskotki Kiki.