Moja walka o język polski, czyli zagubiona w dwujęzyczności
Publié le
par Katarzyna Sobotka
Przygotowując się do roli mamy połykałam książki o dwujęzyczności. Byłam przygotowana. Znałam teorię.
Rzeczywistość mnie zaskoczyła. Oto krótka historia językowa naszej rodziny:
Gdy założyliśmy rodzinę byliśmy oboje (ja i Koci Tata) na obczyznie (Irlandia). Nasza córka miała być trójjęzyczna. Naszym jedynym wspólnym językiem był wtedy angielski, ale do Mruczki zwracaliśmy się w naszych językach ojczystych.
Gdy Mruczka miała 18 miesięcy postanowiliśmy opuścić Irlandię i spróbować szczęścia w Hiszpanii. Tam Mruczka miała być już czterojęzyczna, bo dochodził jeszcze język Cervantesa.
Gdy rok szkolny zbliżał się dużymi krokami i niebawem Mruczka miała zacząć naukę w szkole Santa Ana, okazało się, że z przyczyn od nas niezależnych musimy opuścić Półwysep.
Znaleźliśmy się we Francji i Mruczka poszła do szkoły.
Liczba języków zmniejszyła się do trzech, a gdy miałam już dosyć mojego dukania po francusku postanowiłam zacząć zwracać się do Kociego Taty w jego języku ojczystym (co było turbo doładowaniem w mojej nauce języka).
W domu zostały nam tylko dwa języki, ale wcale nie było łatwo.
Mruczka mówiła coraz lepiej po francusku, ale polski kulał.
Do dzieci zwracam się po polsku, nieraz tylko zdradzam zasadę OPOL (one parent one language) będąc wśród Francuzów.
Ich poziom francuskiego odbiega od tego z języka polskiego. Nie poddaję się jednak.
Wyjady do Polski pomagają, ale są zbyt rzadkie.
W zeszłym roku odkryłam Polską Szkołę Internetową LIBRATUS. Mruczka poczyniła postępy (lecz nie pojechaliśmy do Polski na egzaminy i nauka dla niej się już skończyła), Mruczozaur nie przekonał się jednak do tej formy nauki.
Dzisiaj odkryłam Polskie Radio Dzieciom i postanowiłam zapewnić latorośom większy kontakt z językiem za sprawą radia.